logo gif 10lat

Open menu

Ancora 1000x175 baner VIP

 reklama

Rekordowy Przecław Festiwal [FOTORELACJA]

Kult 2022Za nami największa impreza muzyczna gminy Kołbaskowo. Trzeci Przecław Festiwal odwiedziło ponad 5000 osób z całego makroregionu. To rekord. Oprócz frekwencji dopisała też pogoda oraz sprawna organizacja imprezy. Od godziny 16:00 na scenie przed GOKSiRem zaśpiewali Dikanda, Happysad, Łona i Weber, Zalewski oraz gwiazda wieczoru - KULT. Ostatnie takty przy pełnej scenie zabrzmiały w rytmie kultowego "Sowieci" o godzinie 0:30 Przez ponad osiem godzin oprócz muzyki, było też o polityce, o miłości, równości i tolerancji, wojnie i o tym aby j...ć Putina i pomagać Ukrainie.

 

To było ogromne wydarzenie artystyczne jak na naszą niedużą gminę. Od wielu tygodni, długo zapowiadany i reklamowany Przecław Festiwal stał się faktem. Na pobliskich polach zorganizowano ogromny parking na ponad 500 samochodów. Już po tablicach rejestracyjnych można było poznać, skąd przyjechali uczestnicy. I nie było to tylko województwo zachodniopomorskie. Na placu przed budynkiem GOKSiR, dookoła sceny ulokowano liczne stoiska gastronomiczne oraz pamiątkarskie. Jak było oczywistym do przewidzenia, najdłużej kolejki w ten upalny dzień ustawiały się po "złocisty trunek". Jednak z napojami oraz jedzeniem, nie można było przejść przez bramki w centralną część placu.

  reklama

Fruktolinka

 

Pierwsza gwiazda, która pojawiła się na Przecław Festiwal to Dikanda. Grupa znana jest już przecławskiej publiczności ze wcześniejszych występów. Usłyszeliśmy pieśni ludowe, powstałe w Macedonii, na Ukrainie, na Białorusi oraz w Polsce, śpiewane przez Cyganów, Żydów, Węgrów, Bułgarów - są one dla Dikandy zawsze podstawą do budowy obecnych i nowych aranżacji. Godzinę później na scenie Kuba Kawalec z ekipą czyli Happysad. Grupa niedawno obchodziła swoje dwudziestolecie istnienia. Nietrudno się jednak domyślić, że z największą aprobatą publiczności spotkały się tak zwane klasyki, którymi wypełniono setlistę przecławskiego koncertu. "Bez znieczulenia", "Mów mi dobrze", "Łydka", "W piwnicy u dziadka" to oczywiście koncertowe pewniaki Happysadu. Jednak największy entuzjazm zdobywa zawsze ich pierwszy przebój "Zanim Pójdę" czyli wykład o tym czym jest miłość. "Bo miłość to żaden film w żadnym kinie ani róże ani całusy małe, duże. Ale miłość - kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze"...

Potem przyszedł czas na HIP-HOP. I to rodzimy, bo szczeciński. Łona czyli Adam Zieliński i Webber czyli Andrzej Mikosz wraz z The Pimps dali niezły popis rapu i hip-hopu. Trzeba przyznać, że najsilniejszą stroną duetu są teksty. Inteligentne, dobrze skrojone do rzeczywistości a nawet ocierające się o współczesną poezję. Krzysztof Zalewski, godzinę później, wskazał ze sceny Łonę, jako najlepszego polskiego tekściarza zaraz po legendarnym, Jeremim Przyborze. Wiele z utworów takich jak "To Nic Nie Znaczy" czy "Patrz Szerzej" czy "Rozmowa" ... z Bogiem - publiczność znała na pamięć i chętnie z nimi śpiewała. Choć nie łatwo było dotrzymać tempa.

/tekst G.Smolicz/

  reklama

Hair-House

... a teraz niespodzianka - dalszą część relacji z Przecław Festiwal 2022 opisze nasz nowy redakcyjny kolega - Olek Gręda z Siadła Dolnego

Po koncercie Happysad scenę przejęli Łona, Webber i zespół The Pimps. Efekt – rewelacyjny występ hiphopowy. Zarówno Łona, jak i hypeman pełni byli energii, podobnie zresztą jak zgromadzona pod sceną publiczność. Właściwie niemal każdy wykonany utwór zyskał pod tym kątem w porównaniu do wersji studyjnych. Zarówno piosenki pokroju „Wyślij sobie pocztówkę”, czy wykonanego na bis „Błędu”, które już na płytach Zielińskiego brzmiały energicznie, jak i chociażby „#nikiforszczeciński”, przy którym różnica była jeszcze wyraźniejsza. Także poprzez konferansjerkę raper i hypeman motywowali publikę do zabawy, często wchodząc z nią w interakcję poprzez między innymi typowe koncertowe zabawy, takie jak „zróbcie hałas”, czy krzyczenie konkretnej frazy na „raz, dwa” i następnej na „trzy, cztery”. Jednym z najbardziej pamiętnych momentów tego typu było powtarzanie za Łoną pseudonimu i nazwiska Webbera w różnych konfiguracjach i intonacjach, początkowo a capella, a następnie na tle podkładu zespołu. W połączeniu z poczuciem humoru Zielińskiego tworzyło to wszystko przyjemną atmosferę. Jako raper Szczecinianin także pokazał się jak zwykle z dobrej strony. Od początku kariery chwalony był bardziej za błyskotliwe teksty niż za flow, jednak warto nadmienić, że na żywo radzi sobie bardzo dobrze. Hypeman przede wszystkim podbija konkretne fragmenty i współuczestniczy w podkręcaniu publiczności, Łona nie potrzebuje robić przerw na złapanie oddechu podczas zwrotek, wszystko nawija właściwie bez zarzutu. Istotny wkład w występ miał również zespół The Pimps. Łączenie hip hopu z prawdziwymi instrumentami osiąga różne skutki, współpracę duetu Łona-Webber i The Pimps można zaliczyć do tych udanych. Żywe instrumentarium zazwyczaj nie wybija się na pierwszy plan, jednak nieustannie jest obecne i wyczuwalne, dużo wnosząc w piosenki Szczecinian. Zresztą zdarzały się momenty, kiedy The Pimps wyraźniej zaznaczali swoją obecność na scenie, przykładowo podczas solówki gitarowej. Miłym aspektem było niejednokrotne wymienianie nazwisk członków zespołu przez Łonę, a nawet nie tylko członków zespołu, ale i akustyka oraz oświetleniowca. Mała rzecz, a jednak warta odnotowania. Dla sporej liczby osób instrumentaliści byli zapewne osobami anonimowymi, nie mówiąc już o osobach odpowiedzialnych za techniczne aspekty. Dlatego dobrze ze strony Łony, że mając świadomość statusu swojego i Webbera przypominał, że ostateczny kształt koncertu to nie tylko ich zasługa. W ogólnym rozrachunku cały występ był zdecydowanie udany. Pełen energii, obfitujący w utwory należące do tego lepszego oblicza rodzimego hip hopu, utrzymany w sympatycznej atmosferze. Łona, Webber i The Pimps wykorzystali dany im czas.

  reklama

Magnolia Przeclaw baner medium 22

 

Krzysztof Zalewski przyniósł zupełną zmianę muzyczną. Znalazł się jednak w jego repertuarze fragment hip hopowy, podczas którego muzyk wykonał między innymi fragment kultowego „Lose Yourself” Eminema (sprawiało to wrażenie bardzo luźne, nie był to profesjonalny cover). Sam Zalewski określił ten moment jako hołd w stronę występującego niedawno Łony, którego już wcześniej porównał do współczesnego Przybory. W większości repertuar zdominowany został przez utwory innego rodzaju, dobrane dość różnorodnie. Akustyczne „Ptaki”, chwytliwy, przebojowy i niezmiennie sprawdzający się na żywo hymn Męskiego Grania 2018 „Początek”, rockowe, także świetne na koncertach „Polsko”, czy nastrojowe, przeznaczone do wspólnego śpiewania „Miłość Miłość”. Ostatni wymieniony utwór zadedykowany został Ukraińcom i wykonany został przy wniesionej na scenę fladze Ukrainy. Jakiś czas wcześniej na scenie znalazła się też inna, tęczowa flaga, wniesiona na scenę i zawieszona następnie na zestawie perkusyjnym. Jak wiadomo, działalność artysty nie od dziś cechuje się tego rodzaju zaangażowaniem społecznym. Również nie od dziś jego koncerty oznaczają wysoki poziom. Widać, że Zalewski świetnie czuje się na scenie, a charyzmy trudno mu odmówić. Podobnie jak bardzo dobrego wokalu. Ciekawie jest patrzeć na niego obecnie i wspominać jego początki w „Idolu” oraz skupienie się przede wszystkim na muzyce rockowej i około heavy metalowej. Daleko zaszedł na polskiej scenie od tego czasu, zmieniając przy tym zupełnie stylistykę. Jednak jak pokazuje chociażby wspomniane „Polsko”, nie wyzbył się całkowicie korzeni. Natomiast jego obecne przeboje pozostają jednymi z lepszych polskich, współczesnych rzeczy, jakie usłyszymy w radiu. Na koncertach oczywiście wszystko to brzmi jeszcze lepiej, do tego jeszcze bardziej widać, że Zalewski jest człowiekiem zaangażowanym w to co robi. Można wybaczyć mu nawet tegoroczny hymn Męskiego Grania. W Przecławiu dał naprawdę dobry koncert.

Mimo dobrych koncertów Łony i Krzysztofa Zalewskiego, tegoroczny Przecław Festiwal osiągnął swój szczyt podczas występu głównej gwiazdy. Kult występując jako ostatni dostał najwięcej czasu, dzięki czemu setlista wypełniła się licznymi klasykami oraz nowszymi przebojami. Pewne braki odczuwalne będą zawsze w przypadku takiego zespołu jak ekipa Kazika Staszewskiego, ale to nie powód do narzekania. Nie kiedy ze sceny wybrzmiewają żywiołowe „Po co wolność”, „Prosto”, „Celina”, „Krew Boga”, czy oczywiście „Polska”. Albo robiąca wrażenie „Wódka”, „Śmierć Poety” i obowiązkowa „Arahja”. Lub spokojne na zwrotkach, uderzające siłą refrenów „Hej czy nie wiecie” i „Dziewczyna bez zęba na przedzie”. I jeszcze świetnie rozwijające się „Do Ani”, i „Baranek”, jak zawsze z momentem całkowitego oddania głosu publiczności. Wymieniać można długo. Od pierwszych taktów „Pilotów” po zamykających całość „Sowietów”, Kult zapewnił zgromadzonym pod sceną fanom rewelacyjnie spędzony czas. Słabych punktów niemal nie było. Może „Chcę miłości”, które nie oferowało nic szczególnie ciekawego. Poza tym nawet „Gdy nie ma dzieci”, jedna z najbardziej przecenianych piosenek Kultu, na żywo wypadła porywająco. Sam zespół na scenie pozostawał raczej statyczny, szczególnie Piotr Morawiec, który niemal nie podnosił wzroku znad gitary. W przeciwieństwie do publiczności. Niejedna osoba skakała, tańczyła, odśpiewywała kolejne utwory. Dość szybko rozpętało się nawet pogo, które trwało do końca koncertu. Wartym wspomnienia faktem jest forma wokalna Kazika. Od jakiegoś czasu wyraźnie gorzej radzi sobie ze śpiewem niż kiedyś, tymczasem w Przecławiu zaprezentował się z dobrej strony. Oczywiście, że jego głos nieodwracalnie zmienił się z upływem lat, jednak na festiwalowym występie nie rzucały się w uszy żadne niedociągnięcia, niedomagania, czy inne problemy. Nawet podczas takich utworów jak wspomniane „Arahja” i „Do Ani”, które wymagają operowania głosem i zwiększania jego siły w późniejszych częściach. Kazik zaśpiewał je naprawdę dobrze. Prawdą jest więc, że Kult od dawna nie wydał naprawdę dobrej płyty (chociaż pojedyncze utwory wciąż im się udają), jednak koncertowo nadal pozostaje w formie. Imponujący jest fakt, że ich regularne koncerty trwają po 3 godziny. W Przecławiu aż tyle czasu nie mieli, jednak sama forma koncertowa była wysoka.

/tekst Aleksander Gręda/

Pin It